MLGA – Make Leadership Great Again (książka)

Czyli o przywództwie po chrześcijańsku…

Wstęp

Konferencje GLS mają jakieś hasło przewodnie, w zeszłym roku to było zaufanie do lidera jako przewodni temat. Jednak w tym roku, było inaczej, z racji tego, że w USA, najbardziej niosłym hasłem tego roku było MAGA – „Make America Great Again”, hasło przewodnie nie zostało wprost wypowiedziane ale przewijało się jako myśl przewodnia czyli:

MLGA – Make Leadership Great Again

Czyli odbudowa roli lidera w trudnych czasach, dzięki temu w tym roku treści było jeszcze więcej i część było stanowiące większe wyzwania.

Jesteśmy w dzisiejszych czasach kształtowani w kierunku konformizmu i przeciętności, która ma nas doprowadzić w swojej nienaturalności do konieczności odbicia się i wpadnięcia w drugą skrajność, czyli w niezdrowy indywidualizm, który separuje nas od innych. Prowadząc do osamotnienia.

Obsesja czy Pasja

Skupiając się na przeciwieństwie do konformizmu, z przeciętnością, oraz indywidualizmu, jako obu postaw na tym samym szkodliwym biegunie, w jaki jesteśmy wtłaczani, podejmijmy wezwanie do postawy w której:

Pozwól sobie na obsesję!

Czy faktycznie jest to wezwanie do postawy obsesji, czyli wezwanie do czegoś negatywnego?

Ze słownika języka polskiego: obsesja «niemożność uwolnienia się od natrętnych myśli, obrazów lub od wykonywania ciągle tych samych czynności; też: natrętne myśli, obrazy lub czynności»

Faktycznie, obsesja kojarzy się nam negatywnie, ze stanem chorobowym. Jednak mamy tu problem językowy. Nie mamy w naszym języku odpowiedniego słowa, które by w sposób pozytywny opisywało stan pozytywnej obsesji. Nie mamy w zwyczaju tak dokładnego opisywania dobra i normalności. Za to świetnie koncentrujemy się na nieprawidłowościach, aberracjach.

Propozycją alternatywną jest stan nazywany pasją, ponieważ ma zdecydowanie pozytywniejszy odbiór, nie jest definiowana jako stan chorobowy, to już wielki plus. Jednak z drugiej strony wywodzi się od łacińskiego „passio”, oznaczającego „cierpienie”.

To powinniśmy pozostawić, jako źródłosłów i skoncentrować się na ewolucji znaczenia. Za Słownikiem PWN, pasja to w pierwszej kolejności: „wielkie zamiłowanie do czegoś”, które wcale nie jest jednoznaczne z cierpieniem i cierpienie nie jest konieczne w pasji. Cierpienie Jezusa na krzyżu nie jest celem samym w sobie, a jest jedynie drogą do naszego zbawienia, które także nie jest celem, dopiero celem jest udział w Królestwie Bożym. Samo cierpienie, bywa nam potrzebne do naszego rozwoju i wzrostu, a i tutaj jest to najczęściej cierpienie, którym opisujemy dyskomfort wyjścia z naszej strefy komfortu, z sytuacji i miejsca, które jest nam już dobrze znane, nie koniecznie dobre, ale znane. To z takiej perspektywy powinniśmy patrzeć na pasję jako na coś pozytywnego, coś co nas bardzo silnie motywuje. Doprowadza nas właśnie do stanu prawie obsesji. Z bardzo silnym naciskiem na „prawie”, gdyż stan obsesji, przez swoje natrętstwa, odbiera nam wolność, a tu ją stale zachowujemy.

Jest to stan powołania, do jakiego jesteśmy zapraszani w Ewangelii

Mk 12,30 Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą.

Opis ten zbliża nas do pojęcia obsesji, tyle tylko, że bez jej negatywnych aspektów. Ponieważ jest to postawa, która wynika z naszej decyzji, dodatkowo cały czas, jest zachowana nasza wolność i możemy samodzielnie podejmować decyzję o naszym życiu, priorytetach i postawach jakie przyjmujemy.

Jak to się przekłada na praktykę?

Wymaga to po pierwsze, świadome podjęcie decyzji o nie poddaniu się wciągania w przeciętność, bo przeciętność ściga w dół! Nie jest to jednocześnie wpadanie w indywidualizm, który oznacza, odróżnianie się od innych na siłę, tylko dla samego bycia innym niż inni. To właśnie jest kluczem, to nie postawa jest celem, a jedynie środkiem do osiągnięcia większego celu.

Dlatego będąc liderem, nie bój się być dziwny! – to hasło które szczególnie do mnie trafiło, ze względu na moje nazwisko Dziwoki.

Inaczej: nie bądź normalny, standardowy – świeci też przez swoje otoczenie nie byli uważani za normalnych! Należałoby tu zadać pytanie filozoficzno-egzystencjonalne: czym jest normalność? Odpowiedź w skrócie, to oczekiwana postawa wg tego świata, której kryteria zostały mocna zniekształcone w skutek grzechów, które popełniamy, a które zanieczyszczają nasze postrzeganie otaczającego nas świata. To jest kolejny dowód naszej wolności, Bóg nas tak kocha, że nie pozwala sobie, aby wbrew naszej woli zmieniać nasze decyzje na te właściwe, pomimo, że byłoby to dla nas dużo łatwiejsze.

Zatem, jak być liderem z pasją, liderem, który pozwala sobie na bycie na pograniczu obsesji? Jak to osiągnąć?

Po pierwsze zajęci ludzie nie zmieniają świata?

Celem lidera nie jest aktywność, a produktywność. To brzmi bardzo znajomo dla tych, którzy zetknęli się z bardzo modnym trendem w zarządzaniu, czyli Zwinnym Zarządzaniem (ang. Agile), a w szczególności w różnicach definicji pomiędzy Scrum, a Kanban, gdzie Scrum koncentruje się na tym jak dobrze pracować vs. Kanban jak skutecznie kończyć zadania. To Twoje skupienie! Wbrew pozorom, nie jest to czymś absolutnie nowym, ponieważ dokładnie o tym samym mówi staropolskie przysłowie: „Dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane”, innymi słowami, nie ma znaczenia co chciałeś zrobić, ważne co zrobiłeś.

W brew pozorom to jest bardzo biblijna perspektywa z przypowieści o talentach (Mt, 25, 14-30) , znaczenie ma tylko czy skutecznie wykorzystałeś powierzone Ci talenty/zadania, zatem:

Odrzuć nieistotne aktywności, zadania, rzeczy! Skup się na tym co istotne!

Od niepotrzebnych pochłaniaczy czasu, po zmianę organizacji czasu pracy. Jeżeli twoim szczytem aktywności jest poranek, to nie umawiaj spotkań tylko przeznacz ten czas na pracę twórczą.

Nasze siły, nasza energia w ciągu dnia się zużywa. Także w różny sposób ją odzyskujemy. Przyjmuje się dwa główne modele działania, które przedstawiają pewne skrajności. Czyli „ranny ptaszek”, lub „sowa”.

„Ranny ptaszek” to określenie osoby, która najbardziej efektywnie pracuje w godzinach porannych, zanim dzień pochłonie i zacznie dyktować zadania do wykonania i rozwiązania. Dla takiej osoby to jest najlepszy czas na zadania kreatywne, czyli poszukiwanie rozwiązań, które jeszcze nie są rozwiązaniami standardowymi i znanymi, często wymagają analizy, określenia „za” i „przeciw”. Dobrze by było, gdyby decyzje podlegały także rozeznaniu duchowemu. Na to wszystko trzeba mieć określone siły. Drugą postawą jest „sowa”, która dzień rozpoczyna, raczej z trudem, potrzebuje dużego rozbiegu. Z rana co najwyżej, może się podjąć działań, które są bardziej mechaniczne, niż takie, które wymagają aktywnego myślenia. Taka osoba, dopiero po całym dniu rozgrzewki, wieczorem, czy wręcz w nocy jest najaktywniejsza i to wtedy może pracować nad najważniejszymi tematami.

Oczywiście to są przedstawione tylko modele, jesteśmy ludźmi i każdy z nas jest inny, Twoje pory aktywności mogą przypadać inaczej, w ciągu dnia, lub być podzielone na więcej okresów. Co, więcej może się to zmienić w trakcie Twojego życia, najczęściej poprzez otaczające Cię okoliczność. Inaczej funkcjonuje student przesiadujący wieczorami, a zupełnie inaczej ta sama osoba, będąc np. świeżo upieczonym rodzicem, który musi się opiekować małym dzieckiem, które najlepiej śpi w ciągu dnia. To nie jest tak istotne, jak Twoja świadomość, jak funkcjonujesz.

Ponieważ dzięki temu, możesz się skoncentrować, na właściwych rzeczach, w najbardziej właściwym czasie!

Być może jesteś osobą, która takie listy zadań robi, może już nawet od wielu dziesiątek lat. Jeśli tak, to nie jest Ci obcy problem, niekończących się list zadań, które bardzo źle wpływają na morale. Ponieważ zazwyczaj, zadań więcej przybywa niż ubywa, większe są rozbijane na wiele mniejszych, ale w efekcie narasta poczucie frustracji, że życie się nam skończy, a na liście zadania nadal pozostaną. Pewnym sposobem, jest ocenianie, czasochłonności zadań i wpisywanie tylko tyle z nich, na ile mamy zaplanowane czasu na ich realizacje w dniu, czy tygodniowo. Jest to już wyższy poziom, ale można podejść do tematu jeszcze lepiej i efektywniej. Poprzez określenie tych czynności, które tylko marnotrawią Twoją energię i czas…

Ułóż swoja listę rzeczy do nierobienia!

Ta lista może Cię zaskoczyć, bo o ile pewnie znajdą się na tak oczywiste, złodzieje czasu jak media społecznościowe, które są oczywiste do zidentyfikowania i równie proste do zaprzestania. Mogą się tam też pojawić bardzo nieoczywiste aktywności, które co więcej może cechować nawet jakieś płynące z nich dobro. Takim przykładem, może być jakieś mało skomplikowane, cykliczne zadanie, które pomaga, a może wręcz umożliwia codzienną pracę członkom Twojego zespołu. Takie zadanie, wymaga Twojego zaangażowania w samą realizację, ale także w Twoje pilnowanie, aby było wykonane. Tutaj proste nie zaprzestanie nie wchodzi w grę, bo zapewne sparaliżuję prace Twojego zespołu, ale zdelegowanie tego zadania na automat, lub inna osobę, o mniejszych kompetencjach. Pozwoli Ci uwolnić twoje zasoby i czas, który będzie do wykorzystania zdecydowanie efektywniej.

Ciekawym rozwiązaniem jest nie umawianie spotkań w swoim biurze, ponieważ jak już załatwisz sprawę to będziesz musiał kogoś wyrzucić, umów się w jego biurze to po prostu, podziękujesz i wyjdziesz.

W erze pracy zdalnej, odbywając dużą część spotkań z wykorzystaniem komputera i komunikatora jest z tym łatwiej. Ponieważ biurem może być Twój wirtualny gabinet, z którego nie trzeba nikogo wyrzucać.

Jednak, z zadaniami z takiej listy trzeba, uważać. Ponieważ zadanie, pozornie bezproduktywne, może mieć ogromne znaczenie na ogólną efektywność lub relacje.

Pamiętam przypadek, z ubiegłego wieku, gdzie w ramach zmian ustrojowych po upadku komunizmu w Polsce. Pojawiły się przeróżne nowe zwyczaje i trendy w zarządzaniu, a zwłaszcza w zarządzaniu poprzez jakość. Zostały wpuszczone na rynek i do zakładów pracy duże firmy doradcze, które miały poprawić działanie w procesie transformacji gospodarki centralnie planowanej do kapitalistycznej. Jedna z takich organizacji było na śląsku „Zjednoczenie”, w skład którego wchodziła duża grupa rożnego rodzaju dużych, zatrudniających po dziesiątki tysięcy pracowników, zakładów przemysłowych. W ramach szeroko przeprowadzonych analiz, zapadła decyzja, że należy zaprzestać cotygodniowych spotkań kadry kierowniczej tych wszystkich zakładów, ponieważ spotkanie te mają raczej charakter towarzyski powiązane z dużym spożyciem alkoholu. Spełniało to wszelkie kryteria, aby uznać to jako marnotrawstwo, które przysłuży się redukcji libacji alkoholowych w całej organizacji. Niestety efekt był odwrotny od spodziewanego, alkoholu to nie wyeliminowało, a dodatkowo skutecznie zatrzymało przepływ wiedzy i komunikację na poziomie kierownictw tych zakładów. Jak się później okazało, to było jedyne miejsce i czas, w którym ówczesne zarządy mogły się wymieniać doświadczeniami o sposobach rozwiązywania problemów, każdy musiał u siebie odkrywać koło na nowo. Co było jednym, ale nie jedynym powodem upadku tych zakładów, za to jednym z istotniejszych.

Innym przykładem, zdecydowanie bliższym, mogłaby być sytuacja, kiedy po powrocie z pracy słyszysz od swojej żony prośbę o wyrzucenie śmieci. Bardzo szybko takie zadanie może trafić na listę rzeczy do nierobienia, bo co one wnosi, a w dodatku pewnie te śmieci w jakiś „magiczny” sposób w ciągu kilku dni znikną z domu. Tylko to też nie jest cała prawda o sytuacji, ponieważ tutaj oprócz samego zadania do wykonania, jest też kontekst relacyjny. Prośba żony to zaangażowanie w relację, to potwierdzenie ważności żony w Twoim życiu, także potwierdzenie w czynach miłości do niej. W uproszczeniu jak wyniosę śmieci to kocham i mi zależy, troszczę się o nią i o naszą relację, natomiast przeciwna sytuacja rodzi lawinę domysłów żony, już mu na mnie nie zależy, już mnie nie kocha.

Dlatego drugim składnikiem jest głęboka troska o ludzi w Twoim otoczeniu!

Ludzie są dla Ciebie ważni. Twoi ludzie, czyli ci, którzy zostali Ci powierzeni. Tu zwracam uwagę na relację, żaden człowiek nie dostaje innego na własność. Widocznej jest nawet w tak trudnych sytuacjach jak podczas zawirowań wojennych, gdzie próbuje się odebrać i zawładnąć człowieczeństwem, marginalizując człowieka do rzeczy. To skrajny przykład, ale nawet w naszej codzienności, Ci którzy mają dzieci, wcale nie są ich właścicielami, dzieci są im tylko na jakiś czas powierzone, aby je wychować, ukształtować. Tak samo w pracy, pracownicy nie są własnością pracodawcy, zakres pracy, wiedza intelektualna, czyli tzw. wartości niematerialne i prawne, owszem tak są własnością pracodawcy, ale nie ludzie.

To stanowi rzeczywiste wyzwanie bo nie możesz liderować ludziom, których nie kochasz!

Nie będzie Ci we właściwy sposób na nich zależało, jeśli nie kochasz ludzi, których prowadzisz ze sobą, którym jesteś liderem. Dopóki ich nie pokochasz, będziesz ich traktował przedmiotowo, tylko jako zasób do osiągniecia celu.

Tylko, co to właściwe oznacza, kochać ludzi? Odpowiedź znajdujemy w Ewangelii:

Mt 5,43-44 

43 Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził2044 A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują;

To oznacza, że nie będziesz kochał tych, którym przewodzisz, jeżeli nie zaczniesz od kochania nieprzyjaciół. Tych, którzy są dla Ciebie trudni, tych z którymi się nie zgadasz, może nawet wyrządzili Ci krzywdę. Na to Twoim obowiązkiem jest im nie odpłacać tym samym, tylko się za nich modlić.

Brzmi to jak szaleństwo, ale to jest dokładnie niegodzenie się na konformizm tego świata. Nie wyrażenie zgody na to, aby czynić jak inni, być dziwakiem, kochając tych, których inni każą nam nienawidzić. Bo tylko w taki sposób, będziemy mogli kochać i innych bezinteresownie. Nie kochać za coś co dla nas robią, lub zrobili, a pomimo tego.

Trzecim składnikiem, ale nie mniej ważnym jest całkowite oddanie. Oddanie, które nie jest tylko zaangażowaniem.

Aby dostrzec różnicę, trzeba przeciwstawić oddanie, które przybiera formę poświecenia od zaangażowania. Obrazem pokazującym różnicę jest talerz ze śniadaniem, a na nim jajecznica z bekonem. Czyje jest zaangażowanie, a czyje poświecenie? Pomijając fakt, że żadne z tych zwierząt o tym nie decydowało, ale ich wkład był znacząco inny. W to samo dzieło.

Z perspektywy biblijnej można znaleźć wiele miejsc, które pokazują kwestię oddania się, na czele z oddaniem życia przez samego Jezusa Chrystusa za nas wszystkich. To jednak jest wyjątkowy i niepowtarzalny sposób. Tutaj chciałbym się bardziej skupić na innym fragmencie z Ewangelii św Jana:

J 10,12-13

12 Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, którego owce nie są własnością, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza; 13  dlatego, że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach. 

Mowa tu o postawie zaangażowania, które jest ograniczone w przypadku najemnika. Zaangażowanie, które nie jest oddaniem i poświęceniem.

Tu pojawia się pytanie, ale jak to osiągnąć? Odpowiedź jest prosta i trudna jednocześnie. Bo sami z siebie nie jesteśmy w stanie tego zrobić, ale bez naszej decyzji i zgody, także nic się nie wydarzy. Ponieważ kluczem jest powołanie i umocowanie w autorytecie wynikające z przyjęcia tego powołania.

Często, błędnie zawężamy termin powołania tylko do powołania do kapłaństwa, czy życia zakonnego. Przebija się od czasu do czasu termin powołania do małżeństwa, ale rzadko kto widzi fakt powołania w życiu zawodowym, a to powołanie w swoich skutkach niczym się nie różni. No po za faktem, że życie zawodowe w najaktywniejszej części naszego życia zajmuje nam najwięcej czasu bo przynajmniej 1/4 naszego czasu, a jak pominiemy czas na sen, daje nam to więcej niż 1/3 naszego życia. To zdecydowanie więcej niż poświęcamy na cokolwiek innego, w tym na rodzinę czy relację z Bogiem…

Dlatego bycie liderem, liderem z powołania to zdecydowanie więcej, niż bycie liderem-najemnikiem. Taka decyzja otwiera nam zdecydowanie większe perspektywy i ta obietnice odczytujemy u św. Jana:

J 15,15 Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego.

Ta gotowość poświecenia i wytrwałości jest wynikiem łaski jaką otrzymaliśmy. Nie musimy, a w zasadzie nie możemy tego wszystkiego zrobić sami… To jest znakomitą wiadomością, ale nie zapominajmy o tym, że nie oznacza to tego, że Bóg żyje za nas naszym życiem, wszystkie decyzje podejmujemy my sami, oraz wszystkie konsekwencje dobrych i złych decyzji będziemy odczuwać w naszym życiu.

Jednak, abyśmy byli skuteczniejsi w liderowaniu, czyli prowadzeniu innych, musimy w sposób świadomy łączyć w naszym życiu te trzy elementy: Skupienie + Głęboka troska + Całkowite oddanie.

Porażka

Nie jest nigdzie powiedziane, że koniecznie musimy się skupiać na czymś zupełnie nowym. Możemy też doskonalić obecne, jednak także nie jest powiedziane, że nie mamy wprowadzać nowego, które zastąpi stare. W naszej kulturze uwielbiamy rozwiązywać przeciwności spójnikiem „lub”, lubimy upraszczać. Natomiast język biblijny, jak to podkreślają żydowscy rabini to język łączenia przeciwstawieństw spójnikiem „i”, który zwykliśmy zamieniać na nasze: „to zależy…”.

Edisona zapytano, czy zanim wynalazł żarówkę zaliczyły 1000 porażek, a on odpowiedział: Nie! Wynalazłem 1000 wynalazków, które nie działały!

Zanim przejdziemy do celu w liderstwie, postrzeganego z różnych perspektyw. Trzeba w tej drodze przejść przez przystanek, etap, który może występować wielokrotnie, czyli porażka.

Postęp nie może występować bez porażki, mówimy o sukcesach, ale porażek jest więcej, a po nich następują sukcesy. Co więcej, zachęcanie do porażki, jest uczeniem, że porażka nie jest zła.

Porażka nie jest zła!!!

Jak to brzmi w społeczeństwie sukcesu? Niedorzecznie! Jak przyjrzymy się ziemskiemu życiu Jezusa, to było w nim wiele porażek. W Nazarecie nie mógł dokonywać cudów, miał wieczne problemy z przekonywaniem kapłanów. Co Go doprowadziło do ostrego konfliktu, w wyniku którego, najpierw został uwieziony, a następnie w ziemskim pojęciu poniósł gigantyczną porażkę, bo zginął na krzyżu. To jest właśnie perspektywa społeczeństwa sukcesu. Bo ta perspektywa nie obejmuje już tego co było później, czyli następstw tych porażek, począwszy od Zmartwychwstania, po nasze odkupienie.

To wymaga zmiany naszej postawy z MAM RACJĘ na SKĄD MAM WIEDZIEĆ, ŻE MAM RACJĘ?

Każdy z nas popełnia błędy, lider też i nie będzie inaczej. Co więcej, mamy prawo do popełniania błędów. Bóg na stworzył, na swoje podobieństwo. Co nie oznacza, że uczynił nas idealnymi, a jedynie podobnymi do ideału. Dlatego jesteśmy wspólnotą wspólnot: rodzina, małżeństwo, wspólnota, zespół w pracy, mała grupka, wspólnota parafialna, czy ekipa na tańce, czy do gry w kosza, czy inny sport.

Po to, aby był ktoś , ktoś naszym bliskim i dalszym otoczeniu, kto będzie mógł nam przekazać konstruktywną krytykę (nie mówimy tu o hejcie). Słowo krytyka, nam się bardzo źle kojarzy. Nikt nie lubi być krytykowany, to zazwyczaj obniża samoocenę, a przynajmniej pogarsza samopoczucie. Tego odczucia nie poprawia rozszerzenie tego określenia jako „konstruktywna krytyka”, którą należy bardziej traktować jako przedstawienie innej perspektywy:

Na różnych etapach życia, wykazujemy różny poziom empatii do perspektywy prezentowanej przez inne osoby, jednocześnie nie oznacza to, że jest to rozwój liniowy. Niestety, albo całe szczęście, nie! Wiąże się to często, z umiejętnością aktywnego słuchania. Czyli słuchania po to, aby usłyszeć co druga strona ma do przekazania, a nie po to by przedstawić kontrargumenty do tego, że tylko jak mam rację. To nawiązanie już do wskazanego wcześniej ograniczenia kulturowego „lub”, które należy często zastąpić poprzez „i”. Bo jak pokazuje powyższa ilustracja, czy któraś ze stron się ewidentnie myli? Tylko w niepełnej perspektywie tej drugiej strony, ponieważ my patrząc na to z boku, obiektywnie widzimy, że jednocześnie obie strony mają rację i jednocześnie obie strony są w błędzie.

Tu wchodzimy w bardzo ważną rolę lidera, bo to lider jest odpowiedzialny za stworzenie bezpiecznego środowiska do popełniania błędów. Środowiska, w którym da się wyciągnąć wnioski, a w szczególności, środowiska w którym można bezpiecznie eksperymentować, aby zweryfikować kierunek, czy plan działania jest właściwy i przynosi oczekiwane efekty. Natomiast w sytuacji, gdy przynosi porażkę to daje przestrzeń do wyciągania wniosków, które nie są stłumione frustracją, a tym bardziej pomagają utrzymać entuzjazm ponieważ:

Nie każda porażka jest przydatna!

Wyobraźmy sobie pilotów liniowych w liniach lotniczych. Mało kto sobie zdaje sprawę z tego, że praktycznie nie ma lotu, podczas którego nie dzieje się cos niespodziewanego. To wcale nie jest takie niespotykane, to także dotyczy, tych którzy nie latają samolotami, a codziennie jeżdżą samochodem. Większości tych sytuacji nie dostrzegamy, do dojeżdżając do skrzyżowania wykonujemy wiele czynności automatycznie, podświadomie, ba w tym czasie podejmujemy wiele decyzji: w jakim miejscu się ustawić, w którą ulicę będziemy wyjeżdżać, czy i w którym miejscu się zatrzymać, czy włączyć migacz, jak zinterpretować zachowania innych kierowców, czy ten który nie ma włączonego migacza faktycznie pojedzie na wprost, oraz czy ten który sygnalizuje skręt, faktycznie skręci bo widzimy, że z jego ustawienia na drodze i prędkości to raczej pojedzie prosto, czy pewnie doprowadzi do kolizji z nami… Prawda, nie widzimy tego na co dzień? Tak też jest z pilotami i mogli by te wszystkie manewry, które robią pierwszy raz ćwiczyć w locie z pasażerami, tylko w przypadku porażki, prawdopodobnie nie mieliby już okazji wyciągnąć wniosków, jaki popełnili błąd, co powinni zrobić inaczej, a w dodatku pewnie taki błąd kosztowałby życie wielu osób. Dlatego, że taka porażka jest niedopuszczalna, to piloci trenują to na specjalnych symulatorach lotu. W dodatku te symulatory odzwierciedlają konkretny model samolotu, jeżeli pilot trenuje na modelu samolotu Boeing 777 to takie ćwiczenia i licencja uprawnia go tylko do latania tym modelem, nie może już bez dodatkowego przeszkolenia latać jako pilot samolotem Boeing 787.

Wracając jednak do naszych doświadczeń, my spotykamy się dokładnie z taką samą sytuacją podczas kursu na prawo jazdy. Przygotowane jest specjalne środowisko, począwszy od samochodu, który jest specjalnie przystosowany, ma dodatkowe pedały, dla instruktora, który jest dodatkowo przeszkolony w trudnych sytuacjach, aby rozwiązywał problemy, z którymi my nie mamy jeszcze doświadczenia w ich rozwiązywaniu.

W roli lidera ten wspomniany instruktor to coach – ten, który nas ćwiczy w ten sposób, abyśmy sami doszli drogą ćwiczeń do właściwych wniosków, mentor – ten z którym zazwyczaj mamy do czynienia na wyższym poziomi zaawansowania, który nam już tylko prezentuje perspektywę, tłumaczy co właściwe się dziej lub wydarzyło, skupiając się już na gotowych wnioskach, ale i kierownik duchowy, który często łączy obie role. Co należy tu podkreślić, lider z jednej strony tworzy takie środowisko dla wszystkich, którzy mu zostali powierzeni w jego roli lidera, ale także nie może zapomnieć, że jest odpowiedzialny za stworzenie takiego środowiska dla siebie. Ponieważ pamiętajmy, że nie jesteśmy stworzeni, do bycia tu na ziemi perfekcyjnymi.

Czym powinien się cechować przypadek do eksperymentu, aby w przypadku porażki, mógł być zaklasyfikowany jako inteligentna porażka:

  • Musi obejmować jakiś nowy obszar, czy terytorium działania. Może obejmować nowy sposób rozwiązania problemu, ale jednocześnie nie jest dokładnym odtworzeniem drogi, która już raz doprowadziła do porażki.
  • Działanie ma potencjał postępu w realizacji celu, czyli wnosi coś , co może nas przybliżyć do osiągniecia końcowego celu, jeżeli ten jest zbyt skomplikowany do osiągniecia w pojedynczym kroku czy działaniu.
  • Opiera się na dostępnej wiedzy – weryfikuje konkretną hipotezę. Jesteśmy w stanie precyzyjne określić stan z jakiego wychodzimy i do jakiego dążymy, aby móc jednoznacznie stwierdzić czy osiągnęliśmy sukces, czy porażkę.
  • Eksperyment zawsze kończy się podsumowaniem, gdzie są identyfikowane wnioski, a w przypadku stwierdzenia porażki jest przeprowadzane pełne lesson lerned, czyli przebiegu, który doprowadził do porażki. W ramach której, są identyfikowane wszystkie czynniki, które miały wpływ na porażkę, a wyniki tej analizy muszą być uwzględnione w kolejnych iteracjach.

Takie podejście otwiera się ogromna przestrzeń do wyznaczania nowych, często przypadkowych kierunków, jak w przypadku badań na mikrofalami dla radarów. Jeden z eksperymentów pokazał się efekt uboczny, przypadkiem pozostawiona kanapka w pobliżu promiennika została w niewyjaśniony sposób ogrzana, dodam, że podstawowy eksperyment zakończył się porażką, ale przy okazji powstała obserwacja, że mikrofale ogrzewają przedmioty i to był eksperyment, którego rozwinięcie w kolejnych iteracja doprowadziło do powstania kuchenki mikrofalowe.

Konieczność uzdrowienia

W poprzednim rozdziale skupiliśmy się na porażce i pozwoleniu sobie na popełnianie błędów. To jednak jest powiązane z przestrzenią, w której popełniamy błędy w sposób niekontrolowany. Co więcej, nawet tego nie widzimy, do momentu kiedy zostanie osiągnięta pewna masa krytyczna.

W przypadku lidera, to sytuacja, gdzie wszystko wydaje się poprawnie do przodu, my jako liderzy odczuwamy pewien poziom komfortu, że my się rozwijamy i rozwija się organizacja, zespół czy wspólnota której przewodzimy. Oczywiście pojawiają się na naszej drodze problemy, które są z mniejszym, czy większym trudem rozwiązywane. Jednak w którymś momencie wszystko się rozsypuje. Czy to przez trudności, których nie możemy pokonać, czy to poprzez tzw. wypalenie zawodowe, czy problemy zdrowotne, a często wszystkie czynniki razem.

Biblijnym obrazem tej sytuacji jest Jonasz, który jest powołany do misji wezwania do nawrócenia Niniwy. Zadania arcytrudnego, zwłaszcza z perspektywy Jonasza. Pewnym porównaniem z naszych czasów, byłoby powołanie Ukraińca, do tego aby pojechał do Moskwy i tam głosił nawrócenie się Rosjan. To była skala trudności, zwłaszcza mentalnej – jak ja tu mam iść z miłością do największego wroga, który codziennie wyrządza nam tyle zła, ale także operacyjnej – jak miałby się tam dostać, na terytorium wroga?

Należy mieć tu na uwadze, jeszcze drugą sytuację, odbiegającą od sytuacji Jonasza, który został powołany we właściwy sposób, zgodnie z jego talentami. Może to być także i inna sytuacja, gdy ktoś jest powołany niewłaściwie, rozeznanie jego powołania było niepełne lub było wynikiem jedynie rządzy władzy i/lub chciwości. Przypomina mi się anegdota o jednym handlowcu, który był naprawdę świetnym handlowcem, praca go cieszyła, a on sam także miał świetne wyniki. Jak to bywa na rynku pracy, jego przełożony, dyrektor działu handlowego, otrzymał propozycję opięcia posady w innej firmie, z której skorzystał. W efekcie nasz wspaniały handlowiec, jako najlepszy handlowiec otrzymał w sposób naturalny, propozycję awansu i objęcia stanowiska dyrektora całego działu, którą przyjął. Niestety z czasem okazało się, że jest to zupełnie inna praca, niż tą którą wykonywał do tej pory, wyniki sprzedaży spadły, a on sam wpadł w ogromną frustrację, że sobie nie radzi na tym stanowisku, a sama praca przestała go cieszyć. Do momentu, kiedy spotkał, przypadkiem swojego byłego przełożonego, który zaczął z nim rozmowę, w której szybko wyszło, że nie jest najlepiej. W efekcie były przełożony, zaproponował mu powrót na stanowisko handlowca w swojej nowej firmie. Na co nasz bohater z radością przystał, potwierdzając, że od jakiegoś czasu się nad tym zastanawiał, ale nie miał do tego okazji, oraz z drugiej strony bał się takiej decyzji. Ta zmiana, ten powrót na niższe stanowisko, przewróciło go do życia, znowu mógł robić to co prawdziwie sprawiało mu przyjemność i napędzało do działania.

Nie każdy jest stworzony do bycia liderem, a często w dzisiejszych czasach i świecie korporacji, nasze ścieżki kariery kończą się o jeden poziom za wysoko, a my nie mamy odwagi zrobić krok w tył, przyznać się do porażki. Pamiętaj to tylko jeden z możliwych powodów, kryzysu lidera. Może też oznaczać, że to nie właściwy czas lub miejsce i wcale nie oznacza to, że nie ma w Tobie umieszczonego talentu liderstwa.

Znajdź to w sobie! Nie każdy musi być liderem… rola wspierająca też jest potrzebna!

Jak diagnozować wypalenie lidera w życiu?

Kryzys lidera, czy stan chorobowy jego roli, czy stan wypalenia skutkuje utratą głosu. W znaczeniu metaforycznym, ale może doprowadzić do nawet fizycznej utraty głosu. Często też osoby, o niskiej samoocenie z tego powodu mówią cicho, lub praktycznie się nie odzywają. W skrajnym przypadku z jakim się spotkałem, głos osoby był tak cichy, że smartfon i odróżniał go od szumu z tła i nie przesyłał w ogóle dźwięku.

Innym wymiarem metaforycznym, jest sytuacja, gdy głos lidera fizycznie nie zanika, ale jest niesłyszany lub ignorowany przez wszystkich, efekt jest ten sam.

Aby wyjaśnić ten aspekt, trzeba sięgnąć do języka angielskiego, gdzie głos jest słowem voice pochodzącym od łacińskiego słowa voccation, co znaczy powołanie. Analizując znane mi przypadki kryzysu lidera, kryzys samego powołania lub kryzys realizacji powołania przekładał się na metaforyczną lub fizyczną utratę głosu lidera. Przy czym zdecydowanie częściej występuje metaforyczna utrata głosu. Rozwija się ona w następstwie utraty celu bycia liderem, w zespole, czy organizacji, czy też we wspólnocie.

Tracąc powołanie, poprzez brak jego wypełniania, w sytuacji, gdy go nie realizujemy, co jest równoznaczne z utratą emisji głosu, bądź słyszalności takiego lidera.

Dzieje się tak w wyniku wystąpienia przynajmniej jednego z poniższych czynników. Pomimo, że wystarczy spełnienie tylko jednego, to często występują one w kombinacji dwóch lub nawet wszystkich trzech.

  • Stres ze zmęczeniem, pomimo, że jest to para dwóch subczynników, gdy występują pojedynczo są jeszcze stosunkowo łatwe do przezwyciężenia. Natomiast ich efekt synergii jest już dla nas zdecydowanie niekorzystny. Już w starożytności wymyślono wiele tortur, które opierały się o doprowadzenie do skrajnego zmęczenia, poprzez uniemożliwianie spania, powiązane ze stresem całej sytuacji. Co więcej, jest to jeden z najczęściej stosowanych tortur w naszych czasach, które są co prawda zabronione, ale i tak stosowane zwłaszcza na obszarach objętych konfliktami wojennymi.
  • Kolejnym jest lęk, czyli emocja, którą zostaliśmy obdarowania dla naszej ochrony, aby powstrzymywać nas przed podejmowaniem decyzji, które będą dla nas niebezpieczne w skutkach. Upraszczając lęk to nasz wewnętrzny psycho-fizyczny mechanizm chroniący nas przed utratą życia. Może to być sytuacja obawy o utratę funkcji życiowych naszego organizmu, obawy przed tym, że zaraz oszalejemy (czyli w to także forma utraty naszego życia), ale także utraty naszego życia na poziomie społecznym (lęk przed odrzuceniem, lek przed krytyką, czy ośmieszeniem). Jako emocja, lek ma nam pomagać, jednak gdy jest to stan długotrwały, lub wynikający z choroby zdecydowanie utrudnia, a czasem uniemożliwia funkcjonowanie, zwłaszcza poprzez formy paraliżu jaki może w nas wywołać.
  • Ostatnim w tej klasyfikacji, który jest często następstwem pierwszego, są traumy. Czyli traumatyczne wydarzenie w przeszłości, które mogą pozostawać długo ukryte, a nawet mogły już zostać wyparte z pamięci. Mogą to jednak być jakieś traumy nabyte niedawno jak np wynik stresu po wypadkowego. Mogą one w nas uruchamiać, poprzez często nieznane nam wyzwalacze, trudne do zrozumienia blokady. Ten rodzaj czynnika, ze względu na jego głębokie ulokowanie w naszej psychice najtrudniejszy do wyeliminowania.

Jeżeli, żaden z powyższych czynników nie występuję w niewłaściwym stopniu w Twoim przypadku. Trudno w dzisiejszych czasach uniknąć stresu, zmęczenia, sam lęk też bywa przydatny, więc powyższa lista jest pewnego rodzaj papierkiem lakmusowym, do pobieżnego zbadania, czy jest potrzeba zagłębienia się w temat. To dobrze, dostarczam Ci narzędzie do badania swojego stanu na przyszłość, aby mieć świadomość dla siebie lub innych. Z drugiej strony, jeżeli jesteś w grupie osób, która odnajduje swoje postawy na powyższej liście to także dobrze, ponieważ nie jest to sytuacja bez wyjścia, jest nadzieja, która opiera się o Twoją świadomość sytuacji, która wymaga uzdrowienia, czy formy naprawy, jest konieczne, ponieważ bez tego kroku, nie ma możliwości, aby coś zrobić w kierunku poprawy.

Jeżeli odnajdujesz się w sytuacji lidera, który utracił głos, w którejkolwiek z form to wyjściem z sytuacji jest stworzenie planu naprawczego:

  1. Diagnoza uszkodzenia – z jaką utratą mamy do czynienia, czy jest to fizyczna utarta głosu, czy utrata, bądź niemożliwość realizowania powołania?
  2. Zebranie możliwości wyjścia z tej sytuacji, propozycji rozwiązań (cel procesu odbudowy) – tu klasyczna metodą, metodą pierwszego wyboru, jest burza mózgu lub mózgów, w której zbiera się i zapisuje wszelkie pomysły jakie się pojawią, bez oceniania ich sensowności i wykonywalności, to się analizuje w kolejnym etapie, po zamknięciu listy propozycji (uwaga, zawsze jest więcej niż jedna opcja, a przeważnie jest co najmniej kilka, tylko ich nie zauważamy, lub nie chcemy ich dostrzec).
  3. Przyjrzyj się swojemu otoczeniu, prawdopodobnie znajdują się tam wyzwalacze, do uruchamiania twoich blokad. Mogą to być osoby, sytuacje, których świadomie musisz unikać dla swojego dobra. Dobrze jest je znać, ponieważ może wtedy działać profilaktycznie. Czasem nazwanie tych wyzwalaczy, skłania do podjęcia bardziej radykalnych decyzji, jak zmian pracy, czy miejsca zamieszkania, w zależności od skali problemu.
  4. Wypracuj nowe nawyki, które będą leczyć, a nie szkodzić. Jest nieprawdą, że nie możemy zmieniać naszych nawyków, a jedynie przyjąć ich występowanie za fakt. Działamy w oparciu o dwa mechanizmy podświadomy-szybszy, oraz z udziałem analitycznego myślenia, który jest wolniejszy. Pierwsze, które są zapisane w części mózgu odpowiedzialnej za odruchowe reakcje, są wywoływane w oparciu o model wzorcowy bodźców, które do nas docierają. Oznacza to, że dla określonych sytuacji, często powtarzanych, zachowujemy się zgodnie z wzorcem jaki sami w sobie utrwaliliśmy, w wyniku powtarzalnego przejścia przez dłuższą, ścieżkę analityczną. To paradoksalnie dla nas dobra wiadomość ponieważ możemy te nawyki nadpisać nowymi. Nawyki, które chcemy wyeliminować i zastąpić musimy świadomie zidentyfikować po sytuacjach i reakcjach naszego organizmu, aby świadomie przerywać wykorzystywanie zapisanego wzorca. Tutaj dobrym przykładem jest pohamowanie złości czy agresji, poprzez stałe obserwowanie siebie kiedy moje ciało zacznie mnie informować o pojawieniu się emocji, które zaraz uruchomią zapisany wzorzec, np. napinania mięśni, czy fali gorąca. Następnie wprowadzenia naszej świadomej reakcji np. liczenia. Tak większość spotkała się ze stwierdzeniem jak się denerwujesz to policz do pięciu, tylko, że w tej formie to nie zadziała, ponieważ takie liczenie też odbywa się w obszarze wzorców podświadomych i nie włącza myślenia analitycznego, za to liczenie od 105 do 100 wstecz, działa już dużo lepiej. Czasem potrzeba policzyć więcej niż do 100, w zależności od naszych indywidualnych potrzeb.

Powyższego prawdopodobnie nie uda się zrobić samemu, bez pomocy kogoś . Nie twierdzę, że jest to niemożliwe, ale na pewno zajmie to dużo więcej czasu, jeżeli nie będzie nikogo, kto będzie Ci pomagał z potwierdzeniem Twoich obserwacji z innej perspektywy.

Dążenie do celu

do zastanowienia czy i jak tutaj dodać kwestę zespołu i pilota, który fokusuje się tylko na najważniejszym – zwłaszcza lądując w nocy na lotniskowcu?

Każde nasze działanie ma uzasadnienie w swoim celu, nawet potoczne powiedzenie robić coś bez celu, jednocześnie definiuje cel tego działania. Mamy rożne kategoryzacje celów:

  • ze względu na wielkości i skomplikowanie
    • łatwe do osiągniecia,
    • trudne do osiągniecia,
  • ze względu na czas
    • krótkoterminowe
    • śreodniookresowe
    • długoterminowe
  • ze względu na rodzaj celu
    • duchowe
    • społeczne
    • rozwojowe
    • finansowe

Znajdzie się przynajmniej jeszcze kilka klasyfikacji, a powyższe także można rozbijać na drobniejsze, lub łączyć np.: w macierz RACI. Nie zmienia to faktu, że cel jest nieodłącznym czynnikiem motywującym nas do działania. Nie występuje on jednak samodzielnie, musi być powiązany z sensem działania, czyli wyjaśnieniem kontekstu celu, po co mamy go osiągnąć.

W przeciwnym wypadku działanie osiągnięcia celu, bez znajomości kontekstu czyli sensu, ma znamiona funkcjonowania w systemie totalitarnym, a z biblijnej perspektywy to opis sytuacji niewolnika, który ma coś wykonywać nie koniecznie wiedząc po co. Jest to też opis sytuacji wszelkiego rodzaju zniewolenia, kiedy to realizuje się czynności lub zachowania, które analizując faktograficznie przynoszą nam tylko szkodę. Wreszcie jest to także opis skutków długotrwałego grzechu, nad którym nie ma już panowania, nie mówiąc już sensie tkwienia w takiej sytuacji.

Znacznie ciekawszy jednak jest pozytywny wpływ sensu i celu. Ponieważ skutkiem połączenia tych dwóch elementów, jest motywacja do działania, a samo działanie, jest konieczne do osiągniecia celu. Celu, który chcemy osiągnąć, aby wprowadzić się w stan zadowolenia, radości, a czasem i szczęścia. Te skupienie, daje nam poczucie, że jeśli wiemy po co coś robimy, to to prawdziwie robimy. Nie jesteśmy tylko zaangażowani ale w pełni oddani z pełnym poświeceniem.

Dlatego w liderowaniu, przewodzeniu, nie tyle chodzi o zestaw talentów jakimi zostaliśmy obdarowani, co o determinację, z którą utrzymujemy skupienie/fokus na cel. Czyli wykorzystanie talentu skupienia się na celu, talent ten, jest tu narzędziem. Dlatego tak istotne jest zrozumienie biblijnych przypowieści od talentach w Ewangelii św Mateusza:

Mt 25, 14-18

14 Podobnie też [jest] jak z pewnym człowiekiem, który mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. 15 Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Zaraz 16 ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obrót i zyskał drugie pięć. 17 Tak samo i ten, który dwa otrzymał; on również zyskał drugie dwa. 18 Ten zaś, który otrzymał jeden, poszedł i rozkopawszy ziemię, ukrył pieniądze swego pana.

Talent to narzędzie do realizacji celów jakie mamy do zrealizowania. To do nas należy decyzja czy je w sobie rozpoznamy, oraz jak je użyjemy. Należy tu dodać, że w samym rozpoznaniu często nie jesteśmy sami. Ponieważ będąc dziećmi, to często rodzice pomagają nam w rozeznawaniu naszych talentów, poprzez zapraszanie nas do różnych aktywności, zajęć dodatkowych. W pewnym stopniu także tym zajmuje się przedszkole i szkoła, gdzie nawet jeżeli rodzice nie sprawdzają się w swojej roli, to jest spora szansa, że zrobią to nauczyciele. Wreszcie dla osób wierzących, istotne jest działanie Ducha Św. poprzez kreowanie sytuacji, w których mamy okazję zrobić coś nowego.

Tutaj warto przytoczyć świadectwo Krzysztofa, nawróconego przestępcy, który w samym więzieniu spędził większość swojego życia. Nie można było o nim powiedzieć by wykorzystywał swoje talenty we właściwy sposób. Jednak to właśnie po swoim nawróceniu, gdy miał już ponad 50 lat w więzieniu zaczął rzeźbić, a jego rzeźby przyozdabiają kilka kościelnych ołtarzy.

To co istotne w przytoczonej przypowieści o talentach, to ich poszerzanie. Jeżeli wykorzystujemy talenty, których jesteśmy świadomi, to ujawniają się kolejne, co ma ogromny wpływ na realizację obranych celów. Ponieważ, gdy z determinacją jesteśmy skoncentrowani na celu, rozumiemy sens naszego działania, to w sytuacjach trudności ujawniają się kolejne talenty, które pozwalają nam odnajdywać nowe rozwiązania, otrzymujemy dostęp do wcześniej nie znanych nam zasobów kreatywności, które są wynikiem naszego rozwoju i jednocześnie popychają nas do dalszego rozwoju, a przez to efektywniejszego dążenia do celu.

Należy mieć jeszcze jedno na uwadze, na ogół zakładamy, że cel osiągniemy najkrótszą drogą i taką też zazwyczaj wybieramy. Natomiast droga co osiągniecia celu może przybierać nieoczekiwane zwroty kierunków, nawet czasem utratę celu z pola widzenia. Łatwiej to przedstawić obrazem, stoimy na szczycie góry, na horyzoncie widzimy kolejną górę. Na której szczyt się wybieramy. Pomiędzy nimi widzimy dolinę porośniętą drzewami, jest także widoczny mniejszy pagórek, także porośnięty drzewami. Z tej perspektywy, aby osiągnąć cel – szczyt na przeciwległej górze, wystarczy zejść do doliny, przejść przez ten niewielki pagórek i wspiąć się do naszego celu. Na tym etapie ten plan wydaje się być najlepszy, więc przystępujemy do realizacji. Już na zejściu napotykamy na odcinki tak strome, że nie możemy zachować kierunku na wprost i musimy iść na ukos, w stosunku do pierwotnie wytyczonej drogi. Następnie wdrapujemy się na ten niewinnie wyglądający pagórek, który z niewidocznej nam strony okazuje się być wielkim, niepokonywalnym klifem. W dodatku, jedyny kierunek w którym da się pójść to dokładnie strona, z której przyszliśmy. Tutaj jest ta specyficzna metaforyczna sytuacja, bowiem tracimy cel z oczu, co więcej zmierzamy dokładnie w przeciwnym kierunku i to właśnie po to by ten cel osiągnąć. Czy to nie brzmi jak absurd? W stosunku do naszych pierwotnych założeń tak, ale w odniesieniu do bieżącej sytuacji, to jest to najlepsze rozwiązanie. Ponieważ jak się cofniemy do miejsca, z którego możemy wyznaczyć nową drogę do celu, to może to być jedyny sposób, lub może to być najszybszy. Należałby co prawda posłużyć się wspomnianą wcześniej burzą mózgu, aby poszukać większej liczby rozwiązań. Ze względu na to, że niemal natychmiast pojawił mi się pomysł, aby zostać w tym miejscu i z otaczających drzew wykonać jakąś konstrukcję, która pozwoli mi pokonać tą przeszkodę – pamiętacie zbieramy pomysły ich nie oceniając. Może można wykorzystać jakieś zewnętrzne zasoby, zamówić helikopter. To dopiero w kolejnej fazie wyszło by, które rozwiązanie jest najlepsze.

Bazując na tym przykładzie, pewnie duża grupa z Was, czytających tą książkę, odtwarza w swojej głowie, własne przykłady z życia gdy właśnie tak było. Gdy patrzą w przeszłość, na pewne trudności w życiu, pracy, rodzinie. Związane z jakimkolwiek celem, to często wychodzi, że to była optymalna droga do miejsca, w którym teraz jesteś. Ponieważ zawodowo jestem związany w dużej mierze z IT, to często spotykanym przypadkiem jest natrafienie w kodzie programu komputerowego, stworzonych rozwiązań, których zastosowanie jest wręcz karygodne i niedopuszczalne. Patrząc tylko w tym jednym momencie jest to zupełna prawda, nie uwzględnia ona jednak kontekstu, że ten algorytm, który jest koszmarnie napisany przechodził wiele modyfikacji, na podstawie wielokrotnie zmieniających się potrzeb, modyfikacji mniejszych i większych. W rezultacie obecny stan jest najdoskonalszym jaki dało się osiągnąć idąc taką drogą i pisząc te rozwiązanie od nowa można by to było zrobić zdecydowanie lepiej, z jednym zastrzeżeniem, że zajęłoby to bardzo dużo czasu, który możemy wykorzystać dużo efektywniej. Tu zatoczyliśmy koło do pierwszego rozdziału i kolejnego praktycznego zastosowania podejścia – czego świadomie nie robić i na czym utrzymać skupienie i uwagę.

Innym wymiarem celu, jest jego charakter. Ponieważ celem może być budowanie, ale także burzenie. W brew pozorom, burzenie często występuje poczynając od negatywnego, jak np.: wrogie przejęcie firmy, aby przejąć tylko i wyłącznie klientów, a kupowana firmę zamknąć pozbywając się wszystkiego i pracowników. Poprzez wariant pośredni, czyli cos zburzyć, co już zatraciło swą użyteczność, aby w tym miejscu wybudować coś nowego dopasowanego do aktualnego celu. Tu przykładem może być lokalny przykład galerii Plaza w Krakowie. Galeria, która powstała jako jedna z pierwszych, „nowoczesnych” galerii, ponieważ za najstarsza należało by przyjąć Sukiennice, które w podobnej do obecnej formie, funkcjonują od XIV w. Wracając do galeria Plaza, to została już wyburzona i w jej miejscu powstaje osiedle z elementami galerii. Nie była to więc przebudowa, a wyburzenie, aby powstało coś nowego, co ma być doskonalsze. Z tym wariantem, jest mały problem, ponieważ burząc i budując, nie mamy 100% pewności, że to nowe, na pewno bezie lepsze i może się okazać, że finalnym efektem będzie tylko zburzenie. Dlatego pod względem celów zdecydowanie najbardziej wskazanymi są te, w których zawarte jest tworzenie, stworzenie, budowanie. Niezależnie czy mówimy o budowaniu obiektów, rozwiązań, produktów, czy też zespołów, środowisk, wspólnot. Taki cel jest najbliższy do tego czego nas Bóg zaprosił słowami z Biblii:

Rdz 1,28 Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną (…)

Mając na myśli budowanie, czy stwarzanie, nie koniecznie musi oznaczać aktywne tworzenie, ale efektywne tworzenie. W rozumieniu, że nie wszystko mamy robić samodzielnie. W tym stwierdzeniu ukrywa się myśl, że nie może tego wszystkiego zrobić sami. Im większe cele, zadania i przedsięwzięcia, tym jest przy nich więcej aktywności do wykonania. Przestaje to być możliwe do zrealizowania przez jedną osobę, samodzielnie. Zamiast tego, ta sama, jedna osoba, musi w pewien sposób koordynować działania zespołu do osiągnięcia wspólnego celu, poprzez zbudowanie odpowiedniego środowiska dla zespołu, grupy, czy wspólnoty.

Zarządzanie służebne

Doświadczenia ostatnich pokoleń w naszym kraju, pozwalają na spotkanie się z dwoma skrajnymi ideami przewodzenia ludziom. W naszym kraju jeszcze kilkadziesiąt lat temu, kiedy panował system socjalistyczny, który bardzo szybko został zastąpiony komunistycznym, opierające się na systemie planowania centralnego. Wszystkie decyzje zapadały nadrzędnie, w jednostce centralnej, były podejmowane przez super lidera, który decydował o wszystkim i to nawet na poziomie szczegółów. Nie tylko w zakresie celów, ale także sposobu ich osiągniecia. Nie zależnie od poziomu w tej strukturze hierarchicznej, nie było przestrzeni na myślenie, tylko funkcjonował nakaz bezrefleksyjnej realizacji w pełnym podporzadkowaniu. Trudno nam dzisiaj w to uwierzyć, ale nie było przestrzeni do kreatywności, samo realizacji, był jedynie tryb nakazowy do realizacji za zadań i celów, często bez wskazania jakiegokolwiek sensu, lub sens był zastąpiony ideologią samą w sobie.

Wychodząc od takiego opisu rzeczywistości zarządzanie służebne, leży na drugim biegunie. Sam koncept, aby prowadzić innych, nie poprzez nakazywanie im, co mają zrobić i jedynie rozliczanie ze stanu realizacji, w stanie pełnego ubezwłasnowolnienia. Lecz poprzez oddanie maksymalnie ile się da autonomii w decydowaniu i działaniu, jedynie, albo aż z wyznaczeniem celu.

Funkcjonowanie w roli lidera służebnego, opiera się na postawie „Jak mogę Ci pomóc, abyś to zrealizował?”, zamiast „Wykonaj to w ten sposób!”. Drobna różnica, która jednak zmienia bardzo dużo.

Po pierwsze ustawia lidera w pozycji otwartej, nie okopuje go na wieży, z której wydaje polecenia, ale jednocześnie pozostaje pewna granica. Ponieważ to nie oznacza pytania: „Jak to mam zrobić za Ciebie?”, jednocześnie zmusza do pewnego wysiłku ze strony wykonawcy, ponieważ musi się zastanowić i przeprowadzić analizę swojego, potencjalnego działania, aby móc określić co jest do zrobienia, aby w kolejnym kroku odpowiedzieć na pytanie z czym mam lub mogę mieć problem.

Innym obrazem jest obraz dowódcy, które na czele swoich oddziałów ciągnie ich do ataku, prowadząc. W przeciwieństwie do dowódcy, stojącego z dala na wzgórzu i wydającego jedynie rozkazy – wypychającego innych do boju. W tym momencie, posługując się tym przykładem, może się pojawić pytanie, czy to faktycznie we wszystkich przypadkach jest dobre? Bo łatwo sobie wyobrazić prezesa firmy, który ma wyznaczać kierunki strategiczne, czyli patrzeć z tego wzgórza i nie brać bezpośrednio udziału w „bitwie”. Tak byłoby to słuszna uwaga, gdyby nie zastrzeżenie, że bezpośredni współpracownicy takiego prezesa w praktyce, także są takim odziałem na linii działania. Współpracują z nim blisko na co dzień. Perspektywa stanięcia na wzgórzu, to oddalenie się od swoich współpracowników/podwładnych, a zwłaszcza bycie dla nich niedostępnym.

Wskazując biblijny wzór, którym oczywiście jest sam Jezus. Podczas ostatniej wieczerzy, zrobił coś zupełnie nieoczekiwanego:

J 13,4-5

wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło nim się przepasał. Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany

Tylko dlaczego było to tak nieoczekiwane, oraz dlaczego to tak dobrze opisuję sytuację lidera służebnego. O ile fakt, że Jezus był nauczycielem dla apostołów, ich wzorem naśladowania, czyli liderem. Był osobą, którą darzyli ogromnym szacunkiem, a w dodatku byli świadkami, sytuacji jak nad Jordanem, umocowania w autorytecie samego Boga. Ponieważ usłyszeli:

Mt 3, 16-17

16 A gdy Jezus został ochrzczony, natychmiast6 wyszedł z wody. A oto otworzyły Mu się niebiosa i ujrzał Ducha Bożego zstępującego jak gołębicę i przychodzącego na Niego. 17 A głos z nieba mówił: «Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie».

Należy się jednak także cofnąć, do poprzedzających wersetów:

Mt 3, 13-15

13 Wtedy przyszedł Jezus z Galilei nad Jordan do Jana, żeby przyjąć chrzest od niego. 14 Lecz Jan powstrzymywał Go, mówiąc: «To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?» 15 Jezus mu odpowiedział: «Pozwól teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe5». Wtedy Mu ustąpił.

Jan, który był niezwykłym liderem, z charyzmą i siłą pociągania za sobą ludzi, także podejmowali decyzje radykalnej zmiany w swoim życiu. Ten sam Jan, nie czuł się godny, aby ochrzcić Jezusa. W tej gradacji apostołowie, byli zdecydowanie mniej zasłużeni, byli niżej w uznawanej przez siebie hierarchii.

To jest właśnie istotne przesłanie dla nas, w tym geście obmycia nóg. Ktoś, kto w hierarchii jest wyżej, to jemu należy usługiwać. To był obraz codzienności apostołów. Pokazany także u św. Łk:

Łk 17,7-10

Kto z was, mając sługę, który orze lub pasie, powie mu, gdy on wróci z pola: „Pójdź i siądź do stołu?” Czy nie powie mu raczej: „Przygotuj mi wieczerzę, przepasz się i usługuj mi, aż zjem i napiję się, a potem ty będziesz jadł i pił?” Czy dziękuje słudze za to, że wykonał to, co mu polecono? 10 Tak mówcie i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono: „Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać”».

To była perspektywa uczniów, oni jako bliscy współpracownicy Bożego Syna, po tym jak obejmie królestwo nad Jerozolimą i całym Izraelem, będą na wysokich pozycjach i to im się będzie usługiwało, jak najbliższej świcie króla.

To jest także częsty obraz przełożonego, celowo nie określam takiej postawy lidera. Ponieważ wysługiwanie się innymi to nie jest pozycja lidera, a nadzorcy nad niewolnikiem.

Z tej perspektywy buduje się zdecydowanie inny obraz lidera, bo to osoba, która tworzy środowisko i jednocześnie pomaga, będąc osobą nadrzędną w hierarchii.

Nie jest to jednak pełen obraz roli lidera, ponieważ pozostaje temat skupienia i fokusu na celu do realizacji. W przeciwnym razie lider byłby odpowiedzialny tylko i wyłącznie za tworzenie dobrej atmosfery, tym dla których posługuje. Tak nie jest, ponieważ te wszystkie elementy są potrzebne do tego, aby skupić się na działaniach, które mają przynieść określony owoc, czyli cel działania.

Cel lidera

Osiągniecie celu nie jest dobrym celem! Ale rozwój przy osiąganiu tego celu!

To jest prawdziwy cel, to jest to na czym mamy się skupiać!

Liderzy są twórcami doświadczeń

To wymaga rozwoju lidera i tych, którzy go otaczają. Bo czy możesz inspirować innych, jeżeli Ciebie nic nie inspiruje?

To obszar, w którym wpadamy w pułapkę. Jak z live balance. Balans to utrzymywanie na siłę stabilności, za wszelką cenę równowaga, dążenie do pełnej statyki, co jednocześnie jest brakiem dynamizmu.

Jednak, aby móc to realizować to lider musi zyskać zaufanie i się uwiarygodnić.

Bazując na sytuacji w USA zaufanie do rządu w latach 60 XX wieku wynosiło 77%, a obecnie spadło do około 15%

Efektywna zmiana

Ta statyka powoduje, że w sytuacji gdy mamy wachlarz przypadków, czy rozkład normalny. Powiedzmy z jakością życia duchowego, których ujmiemy na wykresie w skali od 1 do 5, to świat zachowuje się tak, że skupia się na 2 i 3, aby ich przesunąć do grupy 3 i 4 bo są najliczniejsze.

Tyle, że to nie przynosi właściwe żadnego efektu, tak jak z ewangelizacją w słowach Andrzeja.

Dlaczego? bo dopiero 5 daję właściwy efekt.

To tak jak gotowanie wody. 40 st – nie gotuje, zmian na 60 st też, jest co prawda lepiej, ale dalej jest letnie lub cieplejsze. Ale dalej 80 st niczego nie poprawia. Nawet 98 st, dużo więcej nie wnosi. dopiero granica 100 st wszystko zmienia.

Dlatego cele lidera muszą być odważne. W ich postawieniu i osiągnieciu musi mieć wewnętrzne pozwolenie na obsesję. Bo tylko to pozwala mu tworzyć środowisko w którym woda wrze i zmienia świat!

Szczęście

Tyle, że osiągnięcie takiego stanu nie jest możliwe. Bez określenia w tym działaniu pozycji i znaczenia szczęścia.

Szczęści nie jest uczuciem!

To mieszanka radości, satysfakcji i znaczenia.

Radość to nie jest przyjemność. mamy wiele przykładów dążenia do samej przyjemności w dzisiejszym świecie, żaden nie skończył się dobrze.

Producent piwa nie reklamuje spożycia 12 paka > to było by dążenie do przyjemności. Większość reklam pokazuje, ze to narzędzie do bycia z innymi ludźmi.

Satysfakcja to radość po czymś co zrobiłeś.

To stan krótkotrwały, można osiągnąć na chwilę.

To co wydłuża ten stan, to trzeci element: znaczenie/sens. Nie widząc w czymś sensu nie mamy możliwości wytrzymać nawet 10 min.

Zbierając te 3 czynniki razem, dla liderów istotni są przydatni ludzie, ale szczęście przynoszą im ci bezużyteczni!

Poszukajcie sobie takich, jeden z przykładów to będą dzieci… Inne możecie sobie sami dopisać.

Tu mowa o przeciwstawieństwie hejtu. Ponieważ kiedy ktoś nienawidzi, to ktoś zyskuje na tym, ale nigdy nie jest to ten, który nienawidzi.

Miłość

Wszelkiej maści szkolenia biznesowe unikają słowa miłość, skupiają się na równouprawnieniu, czasem szacunku, czyli wszystkim co wynika z miłości, ale nie jest miłością samą w sobie. Dlaczego?

Po pierwsze po to, aby człowieka zredukować do zasobu i przestać widzieć w nim człowieka. W środowisku korporacyjnym, a zwłaszcza w anglojęzycznym nie używa pojęcia pracownik, tylko do realizacji zadań są FTE (Full-Time Equivalent) jako ekwiwalent pełnego czasu pracy, pełny wymiar pracy. Tu nie ma zupełnie człowieka.

Ludzie czują się kochani, gdy są postrzegani jako człowiek.

To miłość napędza do działania w każdym języku.

Zakończenie

Język lidera to jasno określony cel i misja, której przewodzi, ale nie koniecznie bierze we wszystkim udział, ale jeżeli nie bierze udziału, to nie hamuje, nie ochładza wody. Tylko w odważny sposób z fokusem na cel, będąc w pełni uczciwym, buduje w oparciu o znany mu zakres, na co ma wpływ, a na co nie ma wpływu. Środowisko w którym inni wzrastają i przez swój wzrost osiągają cel.

kontakt z autorem: mlga@drogadoemaus.pl

Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *